piątek, 9 września 2011

Pożegnanie z Afryką - Karen Blixen

Pożegnanie z Afryką to piękna powieść autobiograficzna. Zakochałam się w niej od pierwszych słów. Karen Blixen niesamowicie opisała to co przeżyła na Czarnym Lądzie. Dzięki niej poznajemy bliżej tamtejszą kulturę, obyczaje, krajobrazy i zwierzynę. Gdy czytałam te opisy po prostu miałam ochotę spakować walizkę i wyruszyć w podróż do Afryki. Wszystko było tak żywe i piękne, że wyobrażając to sobie miałam wrażenie, że naprawdę tam jestem. Kiedy czyta się o ludziach, których autorka spotkała i z którymi zaprzyjaźniła się, ma się wrażenie, że oni także są moimi przyjaciółmi. Smutno mi było, kiedy działo się z nimi coś niedobrego i cieszyłam się, gdy spotykało ich szczęście.

Poza wspaniałymi długimi opisami mamy przedstawione portrety silnych kobiet. Jedną z nich właśnie jest sama Karen Blixen, która sama musiała kierować całą farmą. Do tego pomagała w szpitalu, przejmowała się życiem innych ludzi, wymyślała jak mogłaby ułatwić życie tubylcom. Drugą taką kobietą była Ingrid Lindström. Kiedy jej gospodarstwo było na skraju załamania, zrobiła wszystko, aby je uratować. Autorka nawet napisała, że Ingrid wołałaby sprzedać męża niż sprzedać swoje gospodarstwo.

Wszystkie opowieści mi się podobały, ale jedna w szczególności. Była to opowieść o antylopy Lulu. Należała ona do antylop leśnych, które są najpiękniejsze w Afryce i bardzo płochliwe. Bardzo ciężko je zobaczyć, ponieważ unikają ludzi. Karen dwa razy przejeżdżała obok kijukuskich dzieci, które znalazły małą antylopę. Wtedy jednak jej od nich nie kupiła. W nocy obudziła się spanikowana i kazała znaleźć służbie zwierzątko. Nad ranem Juma przyniósł jej małą. Nazwała ją Lulu, co w języku suahili oznacza perłę.


"Lulu była wtedy nie większa od kota. Miała duże, spokojne, fiołkowe oczy, a nogi tak cienkie i delikatne, że człowiek ogarniała obawa, iż nie wytrzymają zginania i rozprostowywania, gdy zwierzątko kładło się i wstawało. Jej uszy, gładkie jak jedwab, poruszały się niezwykle wymownie. Czarny nos przypominał truflę, a malutkie kopytka nadawały jej wygląd chińskiej piękności z tych czasów, kiedy dziewczętom krępowano stopy."

Mała antylopa zaczęła przyzwyczajać się do jej domu i mieszkańców. Jednak pewnego dnia znalazła sobie samca i przychodziła tylko z rana, gdy wszyscy jeszcze spali. Karen nie wiedziała o tym i zaczęła się zamartwiać co się stało z Lulu. Bała się, że może ktoś ją zabił. Na szczęście na własne oczy przekonała się, że nic jej nie jest, widziała także jej "męża", jednak najpiękniejszym momentem dla mnie było to jak Lulu przyprowadziła swoje młode. Tak jakby chciała pokazać swojej matce wnuki. Przepiękny moment.

Oglądałam kiedyś Pożegnanie z Afryką, ale mimo, że bardzo mi się film podobał to uważam, że książka jest dużo lepsza. I mimo, że bardziej interesują mnie kraje azjatyckie to ta książka ma w sobie niezwykłą magię. Ta książka idealnie nadaje się na zimne wieczory, kiedy marzy się o powrocie lata i ciepła. Serdecznie ją polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.