piątek, 15 lipca 2011

Niezwykłe poświęcenie

  Pewien serial natchnął mnie, aby napisać ten post.
Wczoraj oglądając siódmy odcinek "Three Rivers" bardzo się wzruszyłam. Serial ten opowiada o lekarzach i pacjentach szpitala transpatologii w Pittsburghu. W tym odcinku jest pewien starszy człowiek, który miał wypadek samochodowy i dowiedział się, że coś się stało z jego sercem i musi zostać operowany, aby dalej żyć. Pacjent ten już przed wypadkiem miał problemy z oddychaniem i ciężkie operacje były raczej dla niego nie wskazane. Lekarz prowadzący początkowo zapewniał, że nie powinno być przeszkód do wykonania tej operacji, jednak później po wykonaniu badań dowiadujemy się, że ten przemiły starszy pan nie będzie mógł normalnie żyć jeżeli dojdzie do operacji. Widzimy jak się załamuje, gdy dowiaduje się, że całe życie będzie musiał spędzić w domu, który będzie trzeba specjalnie urządzić. Człowiek ten kochał życie. Lubił jeździć samochodem, nie przejmował się niczym, choroba go nie przerażała, ale gdy otrzymał tą wiadomość było to dla niego jak wyrok śmierci.
   W szpitalu poznał młodego człowieka, który ma poważną chorobę serca i czeka na nowe. Widząc jaki ten chłopak jest pogodny mimo choroby, jak cieszy się życiem, postanawia oddać mu swoje serce.
I teraz dochodzi do dyskusji, czy to zgodne z etyką, aby pobierać narząd od żywego człowieka, człowieka którego można wyleczyć. Jedni się spierają, że to jego decyzja i powinniśmy ją uszanować, inni mówią, że to pewien rodzaj samobójstwa, że powinien walczyć o życie, a nie się poddawać.
Rodzinny innych pacjentów dowiadują się, że ten człowiek dobrowolnie oddaje swoje serce innemu człowiekowi i idą do niego i proszą czy nie mógłby oddać swoim dziecią wątroby czy nerki. On się zgadza. Czuje, że robi dobrze, bo swoje w życiu przeżył i wie, że lepiej będzie mu umrzeć ze świadomością, że komuś pomógł, że podarował innym dłuższe życie i nadzieję na lepsze jutro niż miałby umrzeć u siebie w domu przytwierdzony do krzesła.
Na końcu widzimy scenę, która wzrusza do łez. Gdy prowadzą starszego pana na salę operacyjną, gdzie pobiorą jego narządy, widzimy rodziny pacjentów, którzy otrzymają te organy i dziękują mu, a on uśmiecha się.
    Innym może wydawać się niewyobrażalne, aby żyjący człowiek mógł zadecydować się na takie poświęcenie. Ja go rozumiem. Cieszył się życiem, lubił je, przede wszystkim potrafił je docenić, co nie każdy z nas potrafi zrobić. Nie wyobrażał sobie życia na fotelu w swoim salonie. Nie chciał być jak żyjące, widzące i słyszące warzywo, które nie będzie mogło się poruszać, nie będzie mogło wyjść na zewnątrz i ciągle będzie pod czyjąś opieką. Wolał oddać narządy, aby pomóc innym. Sama zdecydowałabym się na coś takiego. Lepiej umrzeć ze świadomością, że komuś się pomogło niż że nic się nie zrobiło.

1 komentarz:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.